Zdarzenie sonokinetyczne w szerokim, etymologicznym znaczeniu to takie, w którym coś brzmi (sono-) i coś się rusza (-kinetyczne). W ten sposób rozumiane, określenie to staje się niezwykle pojemne. W zasadzie wszystko co się porusza wydaje pewnie jakiś dźwięk, choć może nie dla wszystkich słyszalny. W węższym rozumieniu „sonokinetyczne” można by z kolei rozumieć jako takie, w których muzyka łączy się z ruchem. Stąd natomiast już blisko mu do tańca potocznie rozumianego jako rodzaj ruchu powstałego i przypisanego do muzyki. W tak wąskim znaczeniu „sonokinetyczny” to w zasadzie tyle co „taneczny”.
Niech ten pozujący na lingwistyczny wywód wyznaczy jedynie ramy naszych artystycznych poszukiwań. Rozpinają się one gdzieś pomiędzy nakreślonymi skrajnymi znaczeniami. Każdy nasz projekt, a czasem nawet każda jego część ląduje w innym punkcie tej sonokinetycznej rozciągłości. Zwykle dzieje się to intencjonalnie, ale czasem zawędrujemy po prostu tam, gdzie poprowadzi nas eksperyment.
Pragniemy eksplorować niezwykłą sieć relacji pomiędzy ruchem a dźwiękiem w kreacjach artystycznych. Czasami próbujemy wciągnąć w nią również widzów i słuchaczy, zacierając tym samym granicę twórca-odbiorca. Robimy tak szczególnie i ze zrozumiałych względów w projektach adresowanych do dzieci. Ale nie tylko. Wychodzimy chyba z założenia, że w tej powszechnej dychotomii „dziecko-dorosły”, tak jak w naszej sonokinetycznej rozciągłości, też jest nieskończenie wiele punktów pomiędzy.